Otworzyliśmy z dziećmi proces pracy nad labiryntem
I dzień
Poświęcam na oswojenie z materią pracy z ciałem i ekspresji przez ciało. Ono staje się narzędziem i dobrze kiedy przechodzi cienką granicę bycia podmiotem działania. Wtedy budzi się i jest w stanie jakby samo sobą sterować.
Oczywiście brzmi to dziwnie. Ale chodzi mi o to, że działanie może być wywiedzione bardziej z ciała, albo bardziej z głowy.
Wiec pierwszy dzień poświęcony jest zabawie – przyjemności, żywiołowemu działaniu na poziomie instynktów.
Ale zabawa na zawołanie… to trudne, a jeszcze gorzej, że w poważnym stopniu musi być sterowane, jeżeli ma się zacząć o 19.00 i udać się w ciągu 30 min.
Dzisiaj dzieci nie za bardzo chciały się poddać takiej wymuszonej przyjemności. Tym bardziej, że były im też stawiane wymagania: powtórzyć ruch, skoncentrować się i zacząć coś następnego.
Było za dużo gadania. Chodzi o włączenie innego rodzaju percepcji – sprzed okresu kultury pisanej – kiedy obowiązywało przyswajanie pamięciowe, przekaz oralny, nauka przez obserwację.
Jutro trzeba zacząć budowanie zaufania do prowadzącego.
II dzień
Postanowiłam podnieść poprzeczkę, żeby zdobyć zainteresowanie dzieci.
Coś nowego i wymagającego. Ćwiczenia akrobatyczne- wspinanie się po ścianie zakończone saltem w tył, fruwanie w powietrzu – czyli podnoszenie partnera nad głową, kiedy jego ręce opierają się na ramionach podnoszącego (ważne, żeby ciało było napięte i wyprostowane..
Niektóre dzieci najpierw się bały, ale potem też chciały dokonać takiego wyczynu.
Są entuzjastyczne, ale nie bardzo im wierzę. Prawdziwym sprawdzianem są rzeczy z pozoru zwykłe i nudne jak np. chodzenie – świadome chodzenie. Bo to wymaga skupienia, analizy i własnej pracy.
Będzie oczywiste i pretensjonalne to, co powiem, ale życie nie cały czas jest zabawą, czy ciągłą rewelacją , jest przede wszystkim pracą, która jest wartością.
Czekam kiedy będzie można przejść do rzeczy nudnych¨.
Jutro wypróbujemy liderowanie oraz z Unajem i Antonim prawdziwą bezbrzeżną nudę.
Dzisiaj ćwiczyliśmy w sali
Dzieci mniej szczęśliwe, ale też bardziej precyzyjne. Okazało się, że są w stanie coś powtórzyć, czegoś się nauczyć. Jestem zadowolona, bo wcześniej wcale nie było to tak oczywiste. Na placu zabaw były po prostu żywiołowe i najprostsze rzeczy sprawiały im trudność. Ale też są bardzo zadowolone, kiedy coś im wychodzi.
Chcę doprowadzić do tego żeby, ruch był poddany dyscyplinie, zintelektualizowany.
W tym momencie rozróżniam jeszcze dwa rodzaje ruchu: bezmyślny ( o którym wcześniej była mowa) i organiczny, który sięga głęboko, do źródeł i posługuje się formami w sensie jungowskim archetypicznymi. Ten ostatni byłby najbardziej odpowiedni do labiryntu, jako formy, przyjmijmy, magicznej. Ale spokojna analityczna forma jest też, w tym kontekście bardzo ciekawa. chociaż pewnie mniej dostępna dla dzieci, które mają lepszy, jakby jeszcze instynktowny, wgląd do metafizyki.
Dzień piąty
Dzieci były dzisiaj wspaniałe, kreatywne, skupione. Byliśmy na Pl.Major de Campclar miejscu finalnego pokazu. Co ważne, jest tam piasek, wiec można rysować.
Labirynt wydaje się być trudnym materiałem dla dzieci, za dużo abstrakcji w działaniu. Trudno zrozumieć i zapamiętać kierunki chodzenia.
Żeby wycofać działanie do wnętrza, uzmysłowić je sobie, zwizualizować odwołam się do techniki slow motion.
Tags : Tarragona
Vous pouvez suivre les commentaires de cet article via le flux RSS 2.0.